Należało nakłonić młodą dziewczynę do opuszczenia domu przededniem. — Pan de Nancey, dla dopięcia celu, był bez litości. — Dał do zrozumienia swojej ofierze, że do niego już wyłącznie należała, że odtąd do nikogo więcej należeć nie może. Jakkolwiek wystrzegał się dać jej poznać właściwą przyczynę dla której małżeństwo ich stawało się niepodobieństwem, to wszakże uwiadomił ją, że takowe na czas jakiś dla nieprzewidzianych powodów odłożonem być musi! Nie zataił również przed nią, że w oczach świata została zgubioną, i że aż do dnia w którym będzie mógł cześć jej przywrócić, niepodobna aby pokazywała się na oczy swoim krewnym, w których domu zamieszkiwała...
Nieszczęsne dziecie uwierzyło ślepo w to wszystko. — Była kobietą, a kobiecy instnykt mówił jej, że istotnie była zgubioną, jakkolwiek nie wiedziała na prawdę co się do jej zguby przyczyniło.
Ileż tam szlochań, ileż tam łez popłynęło! — Potem nastąpiło ciche poddanie się.
— Powiadasz że należę do ciebie... — szepnęło dziewczę — wziąłeś mnie... niech i tak będzie, strzeż że mnie teraz!... Uprowadź gdzie chcesz... wszędzie udam się za tobą...
— Ah! ileż mi złego wyrządzasz... a jednak ja cię tak kochałam...
W tej to właśnie chwili napisała, pomimo oporu pana de Nancey, list, który pani Laféne miała znaleść w kilka godzin później na gierydonie, w sprofanowanym tym pokoju.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/34
Ta strona została skorygowana.