Nie pozostało w nim nic z owego znudzonego trochę lowelasa, goniącego bez ustanku za gwałtownemi wzruszenami, za szkodliwemi przyjemnostkami. Sceptyk zniknął, rozpustnik zatarł się w nim zupełnie. Czuł się młodszym o lat dziesięć, wierzył w cnotę, podziwiał piękno. Wszystkie dobre popędy i szlachetne uczucia, których dawniej nie domyślał się nawet, rozbudziły się w duszy jego.
Cud taki sprawiła miłość. Tak jest, Paweł kochał Alicyę, kochał ją całą potęgą duszy, całem sercem. Kochał ją miłością uczciwą, (tak jest, choćby nas pomówiono o paradoks, przy swojem się utrzymamy). Czułość jego dla łagodnej dziewicy, w niczem podobną nie była do owej horobliwej namiętności, do owego szału zmysłowego, jaki go trawił przy Blance Lizely... Przywiązanie to całkiem innej było natury, było to gorące, a przecież czyste uwielbienie. Blanka Lizely nosząca jego nazwisko była raczej kochanką, a nie żoną. Alicya zaś przeciwnie wydawała mu się raczej żoną, a nie kochanką. Paweł szanował młodą dziewczynę ubóstwiając ją.
Czy pomiędzy czytelniczkami znajdzie się choć jedna, któraby tej różnicy nie zrozumiała?
Czysty, pełen wdzięku anioł w osobie Małgorzaty zasługiwał na podobną miłość. Gdyby ją Paweł był kochał w ten sposób, szczęście jakie trzymał w ręku nie byłoby mu się wymknęło. W miejsce gorączkowych walk i boleści, szalonego i zbrodniczego żywota; byłby zaznał same rozkosze uczciwej egzystencyi, prawego przywiązania, po za któremi nie ma nic; prócz upodlenia moralnego, upadku, wstydu i nieszczęścia.
Powoli jednak, w miarę ubiegającego czasu, wielki
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/43
Ta strona została skorygowana.