Punktem tym była loża niezajęta dotąd.
Trzech mężczyzn przestąpiło próg takowej.
Jeden z tych mężczyzn zajął miejsce w pierwszym rzędzie, usiadł, zdjął rękawiczkę i miękką skórką tejże otarł starannie szkła olbrzymiej lornety oprawnej w kość słoniową.
Był on wzrostu średniego i miał na sobie uniform pułkownika białych kirasjerów.
Wielka i okrągła jego głowa, spoczywała na krótkiej szyi, wspartej atletycznemi ramionami.
Szpakowate i płaskie włosy przystawały do skroni, nie pokrywając bynajmniej wierzchu głowy. Oczy o zmarszczonych i wiszących powiekach, ocienione gęstemi krzaczystemi brwiami, wyrażały jednocześnie chytrą przebiegłość i niepokonaną energię żelaznej woli.
Prosty i gruby nos silnie zarysowany, przedstawiał się tak, jak pierwszy szkic pod ręką rysownika. Gęste siwiejące wąsy, wąsy prawdziwego starego żołnierza, zasłaniały prawie całkiem usta i spadały na tłusty podbrudek.
Było coś z buldoga i sfinksa w tej twarzy o cerze koloru gliny, która jakkolwiek ani piękna, ani dystyngowana, pomimowolnie zwracała i zatrzymywała na sobie uwagę.
Od razu poznać w nim było można potężną jakąś osobistość.
Dwaj drudzy spektatorowie w tejże loży, byli to przystojni mężczyźni o płowych włosach, typy niemieckie,
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/53
Ta strona została skorygowana.