więcej niż uroda jej, przemawiała do serca Gregorego! Wołał on głos krupierów wołających:
Panowie, zbierać karty! Już nic niema; Czerwona idzie, nieparzysta wygrywa i t. d. niż szept jej o miłości!
Cierpiała okrutnie. Niebawem miał się dla niej rozpocząć szereg większych jeszcze cierpień. Przyszedł czas na pokutę, a chłosta miała być równie srogą, jak złymi były uczynki... Bóg jest sprawiedliwy!...
W tym samym czasie bawiły w Baden dwie paryżanki, wesołe córy dramatycznego świata, któremi zajmowali się wielce reporterzy dzienników high lifu.
Obie były ładne.
Pierwsza z nich, ciekawi znajdą nazwisko i przezwisko jej w Odach Teodora de Bauville, grywała małe rólki na jednej z rodzajowych scen francuzkich, w epoce w której była brunetką.
Później stała się rudą, znajdując zapewne, że czarne oczy zyskują przy czerwonych włosach.
Szmaragdy wielkiego kalibru uczyniły ją sławną.
Grała ona dużo i hazardownie, wygrywając z początku znaczne sumy. Następnie karta się odwróciła, i to co przyszło w „trente et quarante,“ poszło na ruletę.