Ją gniewało już to, że rywalizować musiała z namiętnością do kart, cóż dopiero pomyśleć o zapasach z niebezpieczejszym żywiołem, którego kobieta nie toleruje nigdy.
Szmaragdowa czarodziejka przypuściła szturm.
Pewnego wieczora, przed nadejściem jeszcze panny Maximum, miłe dziecię rzekło do Gregorego rzucając mu sporzenie zdolne przeszyć na wylot serce nie dość silnie obwarowane.
— Pozwól mi pan usiąść przy sobie i przypatrzeć się grze swojej. Mam przeczucie, że mi to przyniesie szczęście.
Był to dość błahy wstęp do zawiązania znajomości, lecz mniejsza o to!
— Pragnę aby nie zawiodło panią przeczucie — odparł wołoch uśmiechając się. — Jeżeli ziści się ono, tem lepiej; jeżeli nie, obecność pani przyniesie szczęście mnie samemu, nie mówiąc już o przyjemności jakie mieć będę w jej sąsiedzwie.
— Oh! — pomyślała czarodziejka — to człowiek grzeczny... niespodziewałam się tego.
W pięć minut po zamianie tych wyrazów, weszła panna Maximum doznając uczucia gniewu na widok kochanej, swojej przyjaciółki — pomiędzy sobą tak się mianują najzaciętsze nieprzyjaciółki — siedzącej obok Johna Snalsby i rozmawiającej z nim poufale.
Gregory wygrał jak zwykle. Szmaragdowa czarodziejka, nieprzestając grać także, nie mniej była szczęśliwą.
Że jednak mało jej tego było, chciała zaznaczyć początek swego tryumfu czemś, coby się galeryi wydało więcej stanowczem, niż błaha rozmowa.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/82
Ta strona została skorygowana.