W początkach jedynym celem wołocha było ożenić się z Blanką, skoroby tylko szpada Clevelanda uczyniła z niej bogatą wdowę.
Zostawszy jednak kochankiem pani de Nancey, Gregory zawsze zimny i wyrachowany, poddał się potędze tej boskiej a namiętnej piękności, która sama mu się oddawała.
Odgrywając długo komedyę miłości, przejął się swoją rolą tak, jak to czynią znakomici aktorzy. Była nawet chwila w której mu się zdawało, że jest zakochany. Złudzenie to jednak trwało krótko! Po upływie kilku tygodni ogarnął go już przesyt, a w chwili do której doszliśmy, pierwsza lepsza rozrywka mile została powitaną.
Słysząc odgłos kroków wołocha na schodach prowadzących na pierwsze piętro małego domku, który zamieszkiwała, pani de Nancey powstała szybko, pobiegła do drzwi, otworzyła je, a zarzucając obie ręce na ramiona kochanka, pociągnęła go ku sobie mówiąc szeptem:
— Kiedy odchodzisz, przeklinam cię... kiedy jesteś nieobecny, zdaje mi się, że cię nienawidzę... gdy się zbliżasz serce mi bije... a kiedy wchodzisz kocham cię znowu!
I pociągnęła go do pokoju, podczas gdy on przez zęby wycedził błahą jakąś formułkę czułości.
Kiedy stanął pod światłem kandelabrów, hrabina cofnęła się cokolwiek obejmując go wzrokiem przepełnionym miłością.
Nagle zadrżała, jakiś nerwowy ból ścisnął jej serce, a wskazując końcem palca kwiatek którego zapomniał odczepić od guzika, rzekła doń wzburzonym głosem:
— Co to jest?
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/84
Ta strona została skorygowana.