Łatwo odgadnąć, że piękne aktorki nie znajdowały tego równie zabawnem.
Tak jedna jak i druga za wiele miały rozumu, by nie pojąć, że współzawodniczące, a zupełnie równe siły działające przeciw sobie, osłabiają i neutralizują się.
Postępując w ten sposób, ani jedna, ani druga intetesów swoich nie polepszała, zaprzeczyć temu nie podobna. Żadna atoli ustąpić nie miała ochoty.
Należało wyszukać klina, iść prosto do celu, puścić się na awanturę, choćby z narażeniem form przyzwoitości. Dlaczegóżby nie?
Panna Maximum i Szmaragdowa czarodziejka jedną myśl powzięły!
Nazajutrz wieczór, w chwili kiedy Gregory wychodził jak zwykle z małego domku gdzie pozostawała Blanka, jeden z tych posłańców których specyalnością w Badenie było spełniać zlecenia miłosne we wszystkich językach, zbliżył się doń i wsunął mu w rękę zgrabną kopertę roznoszącą woń apoponaksu.
— Bardzo dobrze! — rzekł wołoch dając posłańcowi luidora.
Koperta mieściła w sobie wizytowę kartę. Na karcie tej, pod nazwiskiem Szmaragdowej czarodziejki, wypisanym był adres: Hotel Reński, a poniżej dwa tylko wyrazy: Godzina dziewiąta.
Stylu żadnego, jak widzimy, ale bo i po co, jeżeli w tak krótkich wyrazach tyle można pomieścić.
O sto kroków dalej, drugi posłaniec, druga koperta, z zapachem ylang-ylang, drugi luidor w rękę posłańca Cytery, i drugie: Bardzo dobrze! Wołocha.
Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/88
Ta strona została skorygowana.