Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

Przegrał znaczną sumę, pięćdziesiąt, czy sześćdziesiąt tysięcy franków jakie miał przy sobie, a starzy krupierzy zauważyli, nie bez pewnego zadowolenia, że o ile mniemany baronet był rozsądnym, chłodnym i panem siebie w szczęściu, o tyle tracił głowę rzucając się w pogoń za utraconymi pieniędzmi.
O trzy kwadranse na dziewiątą, Gregory kompletnie zgrany, wychodził z sali „trente et quarante,“ kierując się ku hotelowi Reńskiemu.
— Za nadto szczęśliwy w miłości! — szeptał idąc. — Czyżby istotnie przysłowie miało racyę?...
Przed udaniem się na schadzkę z szmaragdową czarodziejką, wstąpił do kawiarni, napisał kilka słów i odesłał je do hotelu Bawarskiego pod adresem panny Maximum.


∗             ∗

Gdy wołoch przestępował próg małego domku który zamieszkiwał z hrabiną, było już koło północy.
Nieobecność jego tego wieczoru, trwała dłużej niż zwykle.
Spodziewał się złego przyjęcia ze strony zagniewanej kobiety, a nawet przysposobił sobie nie mały zapas słów w odpowiedzi na wyrzuty, które niezawodnie spaść na niego miały.
Tymczasem przeciwnie, pani de Nancey przyjęła go ze spokojnym uśmiechem.
— Powracasz cokolwiek późno — rzekła. — Czy przynajmniej nie spotkał cię jaki wypadek?