Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

Złowrogie światło zajaśniało nad tłumem. Światło to pochodziło od pochodni, jakiemi oświecano drogę przed wozem i furgonem. Na wozie wieziono „drzewo sprawiedliwości*“ Eskortował je szwadron żandarmów konnych. Poza żandarmami postępował bataljon piechoty, który się rozwinął w czworobok i sformował szpaler w taki sposób, ażeby dużo wolnego miejsca pozostawić pośrodku, a tłumy ciekawych cofnąć na trotuary. Furgon wjechał za wojskiem i stanął tuż przy wozie. Przeznaczony był do przewiezienia ciała skazańca po egzekucji.
„Pan z Paryża” przywieziony ze swoimi tragicznymi przyrządami, udał się sam do więzienia, a pomocnikom nakazał zająć się wzniesieniem machiny. Składane jej części zdjęto z wozu w jednej chwili. Pomocnicy kata zabrali się zaraz do dzieła i uderzenia młotków, zbijających belki, rozlegały się po placu.
Jeszcze się nie rozwidniło, a już wszystko było skończone. Migotliwe światło pochodni około szafotu czyniło widok przerażającym i zarazem malowniczym. Głuchy szmer głosów, wychodzących z tłumu, podobnym był do szmeru bałwanów, uderzających o kamieniste wybrzeże bretońskie. Żołnierze nie bez trudności odsuwać musieli ciekawych, bo co chwila groziły przebiciem szpalerów. Tłum ściśnięty formował masę tak zbitą, iż możnaby szpilkę rzucić z góry, a nie dostałaby się do bruku.
Szafot zajmował środek placu. Zaledwie pięćdziesiąt metrów oddzielało go od hotelu pod „Wielkim Jeleniem“.
W miesiącu kwietniu poranki są chłodne. Ciekawi, których większa część przepędziła noc stojąco, tak zziębli, że ciągle przestępowali z nogi na nogę, aby się rozgrzać, a od tego regularnego przestępowania całej tej masy, domy się trzęsły, jak przy przejeździe lokomotywy. Chociaż godzina wyznaczona na egzekucję była jeszcze daleką, prawie wszystkie okna pod „Wielkim Jeleniem“ były otwarte i przepełnione widzami. Okna apartamentu zajętego przez pana Delariviérę i Joannę jedynie tylko były zamknięte.
Opuścimy na chwilę te niecierpliwiące się tłumy.