Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

— Bądź odważnym.. Bądź silnym mój bracie...
— Widzi pan, że nie drżę... Jestem silnym i mam odwagę i przyrzekam panu, że wytrwam w niej do ostatniej chwili.
Słowa te wypowiedział z przerażającym spokojem.
— Tak — powiedział dyrektor — jesteś odważnym, jesteś nawet zanadto odważnym, skoro masz tyle siły, aby ukrywać fakta, któreby cię może ocaliły, a uczyniły łatwiejszem zadanie sprawiedliwości.
— Powiedziałem sprawiedliwości wszystko, com miał do powiedzenia — odrzekł skazany — nie uwierzono mi... to całe moje nieszczęście, nie oskarżam wcale sędziów... postąpili według swojego sumienia...
— Przyznaj przynajmniej, że nie powiedziałeś wszystkiego.
— Ja nic nie przyznaję.
— Masz jakąś tajemnicę i chcesz ją zabrać ze sobą do grobu... Gotów jesteś ponieść karę za zbrodnię, popełnioną przez kogo innego. Upór twój cię zgubił...
— Czy pewnym jesteś panie dyrektorze? Czy na prawdę sądzi pan, że moje milczenie zniecierpliwiło sędziów i spowodowało taki wyrok?...
— Tak, bo to milczenie uznane było za przyznanie się do winy!
— A więc — powtórzył skazany — to tylko nieszczęście i nic więcej.

ROZDZIAŁ XXVIII.

— To nieszczęście — powiedział skazany.
— Największe ze wszystkiego nieszczęście! — wykrzyknął dyrektor, którego zmienione rysy i drżący głos zdradzały głębokie wzruszenie. — Ale może czas jeszcze go uniknąć. Powiedz mi, że gotów jesteś poczynić zeznania, albo raczej odkrycie, na które napróżno wyczekiwano przez cały czas procesu a wezwię prokuratora rzeczypospolitej żeby przybył natychmiast. Odwołałoby się egzekucję, nastąpiłaby niezawodnie zmiana wyroku. Byłoby to życie, byłaby to może wolność...
Skazany dumnie się poruszył.