Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Inny więzień, który przez kilka dni i kilka nocy ostatnich pozostawał z nim w celi, wzruszony również płakał rzewnemi łzami. Ujął on rękę Piotra i pomimo oporu poniósł do ust z uszanowaniem.
— A! — wykrzyknął potem z zapałem — i sąd i sędziowie, wszyscy się pomylili... To ręka uczciwego! Nigdy ją żadna krew nie obryzgała. u
— Przysięgam! — zawołał Piotr głosem pewnym, uroczystym — przysięgam, że jestem uczciwy! Bóg, który mnie słyszy, jest najlepszym moim świadkiem.
Nadeszła chwila pochodu.
Kapłan zbliżył się do nieszczęśliwego.
— Odwagi, synu!... — powiedział.
Piotr opuścił głowę, rzucił przeciągłe po celi spojrzenie i opierając się na ramieniu sędziwego kapłana, wyszedł z celi.
Zamknięty powóz czekał na dziedzińcu więziennym.
Piotr wsiadł z księdzem i dwoma agentami policyjnymi. Żandarm zajął miejsce na koźle obok woźnicy. Na dany znak powóz ruszył z miejsca. Otoczył go oddział żandarmów konnych. Złowrogi wehikuł wydostał się z podwórza i potoczył głośno po bruku miasta.
Niewinnemu lub przestępcy pozostało już tylko dwadzieścia minut życia na świecie. Zaczynało świtać, gdy dotarto na plac, na którym wznosił się szafot.
Głuchy szmer tłumu przyjął ukazanie się smutnego pochodu. Szmer ten uciszył się jednak natychmiast i nastała głękoka cisza... Słychać było brzęk pałaszów żandarmskich, obijających się o ich buty z ostrogami.

ROZDZIAŁ XXIX.

Fabrycjusz Leclére znajdował się z Matyldą w jednem z okien trzeciego piętra, a Pascal Landilly w towarzystwie panny de Cèvrac zajmowali okno sąsiednie. W tej chwili kiedy się powóz więzienny zatrzymał, Fabrycjusz wychylił się, aby najmniejszego nie stracić szczegółu. Twarz jego była bladą jak chusta, a w oczach błyszczał płomień ponury. Był z gołą głową, w lewej zaś ręce trzymał rękawiczki i miął je gorączkowo.