Rozległ się dzwonek, potem gwizdawka, wzniósł się tuman pary i pociąg ruszył dalej.
Myśli Grzegorza, chociaż zajęty był cały chorobą ojca, zeszły powoli ku wypadkom, jakich był świadkiem od rana i w jakich odegrał pewną rolę.
Ten starzec i ta młoda kobieta, przyjeżdżający z Ameryki po córkę, będącą na pensji w okolicach Paryża, ta uratowana przez niego chora, której rysy pomimo chwilowej zmiany przypominają tak bardzo łagodną twarzyczkę prześlicznego dziewczęcia, które tak pokochał, wszystko to, jak można spodziewać się, intrygowało go do najwyższego stopnia. Jakim sposobem wyjaśnić tę wątpliwość? Jak się dowiedzieć, czy podróżni w hotelu pod „Wielkim Jeleniem“, których nazwiska nawet nie wiedział, byli rodzicami Edmy.
Pan Delariviére w wyjątkowem położeniu, w jakiem postawiły go okoliczności, nie pomyślał wcale o zapisaniu się do ksiąg hotelowych, lubo wymagają tego przepisy policyjne. Zapomnienie było tym razem zupełnie wytłómaczone, to też pani Lariol, szanując boleść gościa, odłożyła na później dopełnienie formalności meldunkowej. Jedna zatem osoba mogłaby udzielić informacji żądanej, ta mianowicie, co nosiła bilet wizytowy bankiera Fabrycjuszowi Leclére. Ale kto to wie, czy spojrzała chociaż na ten bilet, czy spamiętała, co na nim było napisane?...
Pociąg, do którego wszedł Grzegorz, zatrzymywał się na każdej stacji. Spieszącemu do chorego ojca, przystanki te wydawały się wcale niepotrzebnymi. Żałował, że wziął bilet do Paryża, kiedy pociąg zatrzymał się w Charenton le Pont, skąd łatwo można było dojść do Saint Maude piechotą.
Dojeżdżać do Paryża, wysiadać na dworcu liońskim, podążać znowu na dworzec do Vincennes i czekać tam na pociąg, idący w stronę Saint Maude, to więcej niż godzina stracona.
— Omyłka to, dająca się łatwo naprawić — pomyślał — wysiądę w Charenton i basta.
Dojechali dopiero do Brunay. Wiele zamków na lodzie wybudował tymczasem Vernier, a jakież były alternatywy?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/115
Ta strona została skorygowana.