Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

Panienka, przywołująca Edmę, trzymała papier jakiś w ręku,
— Jest nakoniec! — szepnął uradowany doktor.
Edma miała rok siedmnasty. Wysoka, smukła, była piękną prawdziwie, miała dziwny wdzięk jakiś i jakiś szczególny urok — nakazujący sympatję, a zarazem uwielbienie. Jej przepyszne, popielate blond włosy, podtrzymywane nad czołem wstążeczką bladoniebieską, spadały swobodnie na ramiona i aż poza pas sięgały. Wielkie oczy, prawie tego samego co wstążka koloru, owalna twarzyczka o idealnie czystych karnacjach, czyniły ją podobną do madonny Rafaela. Czysta, niewinna duszyczka, otaczająca jakby aureolą młodą główkę, zwiększała to podobieństwo.
W chwili, kiedy Edma wychodziła z sypialni, jedna z dam klasowych oddawała jej list, otrzymany wczorajszą pocztą wieczorną.
Młoda dziewczyna przystanęła, aby go przeczytać, a jej przyjaciółka, ładna brunetka, niecierpliwiła się opóźnieniem, którego nie wiedziała przyczyny.
„Edma podeszła uśmiechnięta do swej przyjaciółki.
— Czego chcesz, Marto? — spytała.
— Mam dobrą dla ciebie nowinę — odrzekła.
— Dobrą nowinę?... czy i ty otrzymałaś list od matki?
— Nie o to wcale chodzi.
— A o cóż takiego?
Marta pochyliła się do uszka przyjaciółki i szepnęła:
— Powrócił... Jest tam...
Wierzymy w to najdokładniej, że Grzegorz słów tych nie dosłyszał, ale instynkt jednak zakochanego pozwolił mu się domyślić, że o nim rozmawiały pensjonarki. A kiedy zobaczył spojrzenie Marty, kierujące się ku oknu, w którem siedział, i kiedy Edma nareszcie spojrzała w tym samym kierunku, domniemanie w pewność się zamieniło.
Spojrzenie Edmy było błyskawiczne prawie, bo zaraz spuściła oczy i gwałtownie się zarumieniła, a rękę przyłożyła do serca, jak gdyby powstrzymać chciała silne jego uderzenia.