melancholją. Trzeci; idjotki. Czwarty: furjatki, potrzebujące pilnego dozoru, najniebezpieczniejsze i trudne do wyleczenia.
Czytelnicy nasi znają ogólny wygląd zakładu dr. Rittnera, teraz przedstawimy im samego doktora.
Wejdźmy do gabinetu tego człowieka, którego wielu ludzi wychwala za jego wiedzę, a wszyscy sławią za bezinteresowność.
Gabinet znajdował się na pierwszem piętrze saloniku, przechodziło się doń przez salonik i pokój sypialny. Taki niewygodny, jak się zdawało rozkład, miał pewną rację swoją. Każdy, kto się chciał dostać do doktora, musiał przejść przez dwa pokoje.
Pan Rittner, chociaż pewnym był najzupełniejszej dyskrecji swoich ludzi, nie zaniedbywał niczego, na wszelki wypadek — i przedsięwziął rozmaite środki ostrożności, przeciwko zanadto ciekawem uszom.
Po co ta ostrożność posunięta aż do przesady?
Czyżby doktor miał coś, z czem się musiał ukrywać? Dowiemy się wkrótce o tem.
Frantz Rittner był człowiekiem czterdziestoletnim, blady, był zazwyczaj całkiem spokojny i zimny, ale chwilami twarz jego nabierała niezwykle ruchliwego wyrazu. Rudawo blond włosy, kręcące się z natury, okalały wysokie czoło.
W chwili, kiedy wchodzimy do gabinetu, Frantz Rittner znajduje się sam na sam z jakimś mężczyzną trzydziestoletnim, bardzo przystojnym, z siebie zadowolnionym i eleganckim. Gość ów nazywał się Renè Jancelyn, był bratem Matyldy Jancelyn, którą widzieliśmy w Melun, w towarzystwie Fabrycjusza Leclére. Siedzieli naprzeciw siebie i rozmawiali coś po cichu, chociaż według wszelkiego prawdopodobieństwa nikt ich nie mógł podsłuchiwać.
— A więc — powiedział Rittner — twój pseudo-szwagier chciał być obecnym przy egzekucji?...
— Potrzeba tego było koniecznie... — odrzek Renè — sam mu to poradziłem.
— Potrzeba było, powiadasz... a dlaczego?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/133
Ta strona została skorygowana.