najnieszczęśliwszym z ludzi... Nazywam się Grzegorz Vernier... Mam rodziców, cieszących się ogólnym szacunkiem... Mam zawód przyzwoity... jestem doktorem; obecnie moje środki materjalne są już takie, że nie zabrakłoby na niczem tej, któraby zgodziła się być towarzyszką moją... Kocham panią... miłością szczerą.. Mojem najgorętszem życzeniem jest nazwać panią żoną moją... Niechaj pani raczy mi odpowiedzieć otwarcie... czy mogę mieć jakąkolwiek nadzieję!
— Brawo! — pomyślała Marta zachwycona. — Oto oświadczyny w całem co się nazywa znaczeniu, prośba o rękę przedstawiona z całą formalnością...
Grzegorz czekał na odpowiedź.
Biedna Edma nie była zdolna głosu z siebie wydobyć... Za całą odpowiedź uścisnęła rękę młodzieńca, a możemy zapewnić, że żaden frazes nie zastąpiłby tej milczącej rozmowy, tego niewinnego uścisku.
Najzupełniejsza harmonja panowała na pewno pomiędzy temi dwoma istotami...
Czas upływał. Lada chwila dama klasowa mogła przerwać to sam na sam w obecności trzeciej osoby.
Grzegorz postanowił skorzystać ze sposobności.
— Kochana, najdroższa Edmo — rzekł — jedno jeszcze słówko. Jakie jest nazwisko twoje?
— Delariviére... — odrzekła młoda dziewczyna głosem jak szept cichym.
— Czy ojciec pani nie jest bankierem?
— Tak właśnie.
— I mieszka w Ameryce?
— W Nowym Jorku.
— Jakie imię nosi mama pani?
— Joanna.
— Jest tak jak pani blondynką, bardzo do pani podobną?
— Tak powiadają, a chciałabym bardzo w to uwierzyć, bo mama jest najpiękniejszą istotą na świecie.
— Czy nie spodziewasz się pani swoich rodziców?
— Owszem. Otrzymałam dziś rano list od nich, list datowany z Marsylji, zawiadamiający o przyjeździe.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/144
Ta strona została skorygowana.