Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, pani Delariviére zwróciła łagodną swoją twarzyczkę w stronę męża, ale bohaterski wysiłek nie był w stanie zwalczyć cierpienia.
Chcesz mnie uspokoić kochana Joanno? — powiedział bankier z oczami łez pełnemi.
— Nie, nie... przysięgam ci, że czuję się zupełnie już zdrową.
Młoda kobieta mówiła prawdę.
Po gwałtownem przesileniu, jakie przeszła przed chwilą, przyszło rzeczywiście chwilowe polepszenie.
— Pomówmy lepiej oto o... Edmie — powiedziała. — Wszak nieodzownie już postanowiłeś... że ją z pensji odbierzemy...
— Naturalnie... już przecież skończyła edukacją.
— I zabierzemy ją do New Yorku?
— Życzysz sobie tego przecie.
— Wiesz, że najszczerszem mojem życzeniem jest jak najprędsze połączenie się z moję córką, ale wiesz i to także, że nie radabym opuścić rodzinnego mojego kraju.
— Tak, wiem o tem, że marzeniem twojem osiąść we Francji i zamieszkać w Paryżu.
— Choćby w okolicach Paryża... tyle tam prześlicznych posiadłości. Edma bardzo prędko stanie się prawdziwą paryżanką...
— Przyrzekam ci, że spełnię to marzenie twoje.
— A prędko? — zapytała uradowana pani Delariviére.
— Nim rok upłynie.
— O, rok to bardzo długi przeciąg czasu! — westchnęła młoda kobieta.
— Zapewne, ale musimy przecież wrócić jeszcze do New Yorku. Muszę ukończyć moje interesa, muszę zlikwidować dom bankierski, a szczególniej uskutecznić owo wielkie dzieło, owo święte dzieło, które dzięki Bogu będzie teraz możebnem, a które będzie sprawiedliwą, choć spóźnioną nagrodą za twoje przywiązanie i poświęcenie.
Jaonna spuściła oczy niby młoda dziewczyna, rumieniec wystąpił na blade jej policzki, ale nic nie odpowiedziała.