Za całą odpowiedź bankier uścisnął go za rękę.
— No, to pozwól mi działać, zdaj się na mnie i nie trać odwagi.. Niema nic straconego. Są w Paryżu specjaliści od chorób umysłowych... Udamy się do najsławniejszych, i bodaj, że nie bezskutecznie.
— Czy naprawdę tak sądzisz? — zapytał pan Delariviére.
— Słowo honoru.
Nagła myśl, którą zapewne każdy odgadnąć może, przyszła do głowy Leclerowi.
Uprzedził o natychmiastowym swoim wyjeździe barona de Landilly, Matyldę i Adelę, zamówił karetę, zapłacił rachunek hotelowy i na kilka minut przed południem wuj, siostrzeniec i nieszczęśliwa Joanna pojechali na kolej.
Właśnie pociąg nadchodził.
Fabrycjusz wziął cały przedział pierwszej klasy i pojechali do Paryża.
Joanna spokojna, łagodna, ale z błędnem spojrzeniem, szeptała ciągle słowa jakieś bez związku i wyprawiała jakieś gesta dziwaczne. Czasami z piersi jej wydobywało się przeciągłe westchnienie, po którem następował śmiech nieprzytomny, warjacki.
∗ ∗
∗ |
Po odejściu Renego Jancelyna, z którym, jak sobie przypominamy, doktor Frantz Rittner miał się zejść wieczorem u Brabanta, schował on pugilares, z którego wydobył listy potrzebne bratu Matyldy, potem zaś wyjął z ukrytej szufladki mały karnecik, oprawny w czarne płótno, otworzył go i zaczął z wielką uwagą przepatrywać. Na każdej prawie kartce wypisane były czerwonem atramentem nazwiska z krótkiemi przy nich objaśnieniami i cyframi. Rittner odczytał kilka nazwisk z kolei, zaopatrując każde z nich w odpowiednie, półgłośne komentarze.
— Panna de Revel... — powiedział najprzód — sześćdziesiąt tysięcy franków za kuracją; w dniu, w którym się „ad patres“ wyniesie.. Dzień ten bardzo już niedaleki... Warjacja zwiększa się z każdą godziną, dochodzi do ostatnich granic... Nie mam sobie nic do wyrzucenia... Robiłem, co