nerwowy, może wywołać uderzenie do głowy, ale na to, ażeby dostać pomieszania zmysłów, potrzeba czego innego.
Co pan chce powiedzieć przez to? — zapytał Fabrycjusz bo nie rozumiem pana...
— Ani ja... potwierdził bankier.
— Zaraz się jaśniej zatem wytłomaczę. Straszne otóż wstrząśnienie, którego konsekwencja byłaby aż tak zgubną, nie może być według mnie spowodowane samym tylko widokiem egzekucji...
— A więc?... pochwycił Fabrycjusz.
— Pozwól pan, że mu zadam jedno pytanie, które może się wyda bardzo dziwnem i za które też z góry przepraszam.
— Służę panu.
— Czy nieszczęśliwy, który poniósł dziś rano śmierć na rusztowaniu, nie znał pani, albo czy nie był jej znanym?
Pan Delariviére i Fabrycjusz spojrzeli po sobie zdziwieni.
— Ależ panie! — wykrzyknął bankier, dotknięty tem szczególnem zapytaniem, który mu się wydało absurdem — jakże pan możesz przypuszczać, aby ów człowiek mógł być znanym mojej żonie? Jakiż stosunek mógłby był istnieć pomiędzy nią a tym nędznikiem? Cóż pan przypuszczasz?
Frantz Rittner odrzekł z największym spokojem:
— Ja nic nie przypuszczam, proszę pana, tylko szukam. Moje badania nie tylko są naturalne, ale konieczne. Znajduję się wobec chorej, którą mi panowie oddajecie w kurację. Nie podobna mi uwierzyć w to, co mi panowie powiadacie, nie podobna uwierzyć, aby obłęd powstał skutkiem jedynie widoku bolesnej zresztą i krwawej sceny, dla mnie ta przyczyna nie była wcale dostateczną do sprowadzenia warjacji... Była zatem jakaś inna. Jaka? — nie wiem, ale muszę się dowiedzieć, ażeby módz zwalczyć złe. Nie mogę iść na oślep, bobym nic nie mógł poradzić, muszę mieć wszystko jasno. Niech panowie nie uprzedzają się do mnie, w moich pytaniach nie ma i nie może być nic krzywdzącego.