Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

— Wybacz mi pan — odezwał się bankier — masz pan zupełną rację. Bądź pan pobłażliwym dla mnie, jam tak nieszczęśliwy.
Pan Delariviére podniósł chustkę do oczu.
Doktor skłonił się uprzejmie.
— Nie mam panu nic do wybaczenia, położenie pańskie nakazuje pełną szacunku sympatję dla pana. Ja za siebie owszem przepraszam, ale muszę się zapytać jeszcze...
— Słucham...
— Na tym biednym naszym świecie — zaczął Rittner — możebnem jest nawet to, co się niepodobnem wydaje. Zdarzają się w rodzinach bardzo wysoko postawionych i najszanowniejszych członkowie wykolejeni, którzy staczają się coraz niżej w przepaść, dochodzą nareszcie do zbrodni. Hrabia Horn umarł na ulicy, a przecie miał krew królewską w żyłach i regent Francji nazywał go kuzynem swoim.
— Do czego pan prowadzi?
— Czy pan ma bezwzględną pewność, że pomiędzy panią a skazanym nie istnieje żaden węzeł pokrewieństwa?
Fabrycjusz zadrżał.
Bankier odparł żywo:
— Żaden podobny wypadek nie istnieje i nie mógł egzystować. Jestem najpewniejszym tego.
— Od jak dawna byłeś pan w Melun?
— Od wczoraj rana dopiero.
— W jakim wieku jest pani?
— Ma lat trzydzieści pięć.
— Dobrze, na teraz nie mam już żadnych więcej pytań.
I Rittner wplepił znowu oczy w twarz Joanny. Tysiąc różnorodnych myśli, które usiłował uporządkować, nasuwało mu się do głowy.
Po kilku minutach milczenia, zwracając się do pana Delariviére, ale ukradkiem spoglądając na Fabrycjusza, odezwał się tonem poważnym:
— Zdaje mi się, że uleczenie jest możebne.
Siostrzeniec bankiera nie zdradził się wcale, a do tego stopnia panował nad sobą, że potrafił przybrać wyraz radości.