Czyż to był on!.. Ach! ksiądz się usuwa... Skazany obraca się do mnie... Boże wielki! To on!.. To... Nie dokończyła, osłupiałe oczy stanęły kołem, usta otwarte, jakby skamieniałe z przerażenia.
Frantz Rittner poskoczył ku niej, chwycił za ręce, obrzucił swojem imponującem spojrzeniem i tonem rozkazującym zapytał:
— Któż to?... znasz go?... Chcę wiedzieć jego nazwisko... mów!! mów w tej chwili, musisz powiedzieć!... rozkazuję ci...
Joanna wydawała się oczarowaną magnetycznem spojrzeniem jasnych oczów doktora. Przez chwilę można było sądzić, że usłucha, i powie nazwisko. Usta się poruszały. Ale nagle zmarszczyła brwi... i zamiast odpowiedzi, głośny, urywany śmiech wyrwał jej się z garła i ustał natychmiast. Wyprężone ręce martwo opadły na dół, i wyszepnęła głosem ponurym bez żadnej intonacji:
— Umiera niewinny... umiera niewinny... umiera niewinny!
— Biedna kobieta! — zawołał Frantz Rittner z oznaką politowania, a po cichu dodał: chciała go już wymienić... zna go... Jestem tego pewny...
Pan Delarivićre podszedł do doktora, wziął go za rękę i powiedział:
— Zacny pan jesteś człowiek... Pan rozumiesz, co cierpię.
— Oh! doskonale rozumiem i współczuję z panem z całej duszy.
— Ale nie trzeba mnie tylko żałować, trzeba mi przyjść z pomocą! Powiedziałeś pan przed chwilą, że wyleczenie jest możebnem...
— Powiedziałem i powtarzam to samo.
— Więc pan ocalisz moją żonę? przywrócisz jej rozum?
— Przynajmniej tak się spodziewam.
— Więc to nadzieja tylko? — zapytał bankier z niechęcią, — Nadzieja nie jest pewnością... A boleść jeszcze większą się staje, jeżeli nadzieja omyli.
— O! panie, ten coby naprzód zaręczał panu, byłby pyszałkiem, albo warjatem! Mam wielką nadzieję, że mi się uda, ale nic nadto nie mogę powiedzieć, nic zgoła...
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/164
Ta strona została skorygowana.