— Tak.
— A likwidacja domu bankierskiego?
— Pojedziemy obaj do Nowego Jorku, kilka dni wystarczą do przeprowadzenia wszystkiego.
— Więc wuj odstępuje od zamiaru, postawienia mnie na czele swoich interesów?
— Tak.
Młody człowiek poczuł dreszcze.
Pan Delariviére dodał:
— Bądź spokojny, nic na tem nie stracisz. Powróćmy do Paryża. Dałeś mi dowody takiego przywiązania, że zjednałeś mnie sobie zupełnie. Nie mam już odwagi rozłączyć się z tobą. Pragnę spędzić ostatek mego życia otoczony tymi, których kocham. Po wyzdrowieniu Joanny prowadzić będziemy życie wspólne. Będzie mi się zdawać, że mam dwoje dzieci! Edma będzie twoją siostrą, a ty będziesz moim synem. Cóż mówisz na ten projekt?
— Powiadam, że moje szczęście przechodzi nadzieję, a szczególniej moje zasługi! — wykrzyknął rozpromieniony Fabrycjusz.
— Cieszę się bardzo, że przyszłość taka, jaką ja rozumiem i tobie także się podoba. Przejdźmy do rzeczy najpilniejszych. Nie mogę mieszkać w hotelu, zwłaszcza w środku miasta. Chciałbym kupić jakąś willę w okolicach Paryża, bo było to także marzeniem Joanny.
— Co wuj rozumiesz przez okolicę Paryża?
— Passy, Neuilly, Boulogne, Suresnes.
— Wybornie. Znam w Neuilly willę, która, zdaje się, bardzo będzie stosowną. Wiem, że jest do sprzedania. Pojedziemy ją obejrzeć jutro, jeżeli wuj zechce.
— Polegam w zupełności na tobie; jedź i traktuj w mojem imieniu.
— Lepiejby było, żeby wuj sam zobaczył.
— Daję ci zupełne pełnomocnictwo.
— Dziękuję za zaufanie, ale nie skończę bez wuja. To nie dosyć, że mnie się podoba, potrzeba, aby się podobała wujowi i kuzynce Edmie.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/170
Ta strona została skorygowana.