Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

— Poproszę jeszcze panią — odezwał się bankier — o podanie rachunku wydatków z ostatniego roku.
— Ależ w tem niema nic tak znowu pilnego, mamy na dosyć jeszcze czasu...
— Proszę panią jednakże...
Przełożona skłoniła się przyjaźnie i wyszła do pokoju sąsiedniego, ażeby przygotować żądany rachunek.
Pan Delariviére niezmiernie był wzruszony myślą, że uściska zaraz ukochaną swoją jedynaczkę, żywy obraz ubóstwianej Joanny.
Fabrycjusz, który nie widział od czterech lat Edmy, oczekiwał z ciekawością, a zarazem z nienawiścią na tę kuzynkę, która mu „kradła“ trzecią część majątku wuja, a nawet znacznie więcej, jeżeli niezadługo i część po matce zagarnie.
Jedna z dam klasowych, uprzedzona przez służącą, oznajmiła Edmie o rozkazie przełożonej.
Młode dziewczątko z pewną obawą przyjęło wezwanie i w duchu zapytywało się siebie, po co jej potrzebują. Czyżby się wydało spotkanie i rozmowa w lasku Vincennes z Grzegorzem Vernier? Na samą tę myśl rumieniło się biedactwo po same uszy. Drżącą też bardzo ręką otworzyła drzwi salonu, pewna, że czeka tam przełożona.
Zamiast rozgniewanej twarzy pani dyrektorowej zakładu, zobaczyła ojca, wyciągającego do niej ręce. Wszelkie obawy zniknęły natychmiast, wydała okrzyk radości i rzuciła się starcowi na szyję.
— Ojcze! kochany ojcze! — wołała — jakaż ja jestem szczęśliwa, że cię widzę nareszcie! całuj mnie, całuj ojczulku...
I okrywała pocałunkami policzki starca.
— Kochanko moja, pieszczotko moja, dzieciątko moje jedyne, jakaś ty duża, jakaś piękna!
Końca uściskom nie było.
Nareszcie Edma wyrwała się z ramion rodzica i rzuciwszy okiem po salonie, zawołała:
— A gdzie mama, gdzie mama, tatusiu drogi?...