Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

— Więc może będziesz jadł kolacją?
— Nie! Proszę was, przystępujmy zaraz do rzeczy, jeżeli, jak się zdaje, macie mi coś do powiedzenia. Radbym jak najspieszniej pożegnać się z wami.
— Ależ nam się zdaje — odrzekł Jancelyn — że to ty właśnie masz nam wiele nowych wiadomości do zakomunikowania i dlatego tylko pragnęliśmy zobaczyć się z tobą.
Twarz Fabrycjusza mocno się zachmurzyła.
— Do licha!.. lepiej byście byli zrobili, pozwalając mi się wyspać... Nowiny, jakie przynoszę, nie należą do najważniejszych.
— Jakto? odezwał się Rittner — przecież objaśniając mi w Auteuil prawdopodobne przyczyny warjacji twojej ciotki, powiedziałeś mi, że egzekucja skazańca w Melun została uskutecznioną. Musiałeś jednak zamilczeć o najważniejszych szczegółach?
— Co do egzekucji to nie. Wszystko się odbyło tak, jak przypuszczałem... Z tej strony niema żadnego niebezpieczeństwa.
Renè Jancelyn pobladł.
— Niebezpieczeństwo — powtórzył — więc jest jakie niebezpieczeństwo?
Przypuszczam, albo raczej pewny jestem.
— Wytłomacz się — zawołał zaniepokojony Rittner.
— Dajże mi najprzód szampana, bo czuję gorączkę, pali mnie piekielnie w gardle.
Renè postawił napełniony kieliszek przed Fabrycjuszem a ten go duszkiem wychylił.
— A teraz — odezwał się doktor — mów a prędko! Czy jest naprawdę jakie niebezpieczeństwo i skąd zagraża?
— Z Melun... przedstawia się zaś w osobie pewnego majtka, który służy za przewoźnika u niejakiej wdowy Gallet.
Zażądano bliższego wyjaśnienia zagadki.
— Majtek ten — zaczął Fabrycjusz — w epoce wypadku mieszkał po drugiej stronie Sekwany, prawie na wprost miejsca, gdzie spełniłem to, co potrzebnem było dla naszego ocalenia.