Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/200

Ta strona została skorygowana.

— Rzeczywiście, liczyłem dzisiaj tylko na pana. Pana Delariviére prosiłem, żeby się przynajmniej dwa dni zatrzymał.
— Prawda — odrzekł Fabrycjusz — prawda i to, że zalecenie było z pewnością zrobione w interesie naszej kochanej chorej, ale wszelkie rozumowania na nic się nie przydały, wobec nieprzepartego życzenia mojej kuzynki, która dwa lata nie widziała matki i nie chciała zgodzić się na żadne opóźnienie. Musieliśmy ustąpić.
Frantz Rittner skłonił się młodej dziewczynie i ciekawie jej się przypatrywał.
— Niecierpliwość pani jest najzupełniej uzasadnioną — rzekł — i przykro mi bardzo, że nie będę jej mógł zadowolnić.
Edma wlepiła w doktora wielkie swoje zasmucone oczy.
— Czy dobrze pana zrozumiałam? — szepnęła. — Utrzymuje pan, że nie mogę dzisiaj zobaczyć się z mamą?
— Tak jest, niestety, proszę pani.
Edma podeszła do Frantza Rittnera i złożywszy ręce jak do modlitwy, rzekła:
— Nie panie, ja nie mogę w to uwierzyć. Pan nie byłbyś tyle okrutnym, ażeby odmówić mi smutnej przyjemności, o jaką proszę! Nieszczęście, jakie na nas spadło, ciężko mi zraniło serce. Domyślasz się pan, co ja cierpię; miej litość! Jeżeli mnie pan nie uleczy, niech mi pan ulży przynajmniej cokolwiek! Bądź pan tak dobrym i zaprowadź mnie do matki. Pozwól mi się z nią zobaczyć, chociażby raz jeden tylko! Zgadzasz się pan, nieprawda? No! powiedz pan, że się zgadzasz!
Doktor potrząsnął głową.
— Dużo mnie to kosztuje, że muszę zasmucić panią, ale doprawdy, to czego pani wymaga odemnie jest poprostu niemożliwością.
— Dlaczego, proszę pana, dlaczego...
— Dlatego, że najpierwszym obowiązkiem doktora jest chronić powierzoną jego opiece chorą od wszelkiego niebezpieczeństwa, o ile tylko jest to w jego mocy.
— Czyż moja obecność przy matce mogłaby jej zaszkodzić? — zapytała Edma, cała drżąca.