Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

łagodną. W tem nie będzie przecie żadnego niebezpieczeństwa. Pozwól mi pan popatrzeć na nią z daleka przez okienko, tak żeby mnie nic nie zdradziło, sprawi mi to wielką, choć bolesną radość, przysięgam, że nie będę się domagała niczego więcej...
Pan Delariviére przyłączył się do prośby córki.
— Tak, tak, i ja proszę pana. Pozwól biednemu dziecku na to, o co cię prosi... Zdaje mi się, że to możebne...
Frantz Rittner rzucił pytające spojrzenie na Fabrycjusza.
— Doktorze — odezwał się tenże — sądzę, że temu widzeniu nie masz prawa odmów
Rittner zdawał się wahać, kłamiąc naturalnie i odezwał się po chwili:
— Zatem proszę państwa!

ROZDZIAŁ LIII.

Edma zaczerwieniła się i zadrżała. Jedyne to były oznaki radości, jakie mogła okazać w podobnych okolicznościach.
— Proszę — powtórzył doktor — ale przyrzeka pani zachować się spokojnie? — Przyrzekam! — odpowiedziała młoda dziewczyna ze wzrastającem wzruszeniem. — Może pan zupełnie liczyć na moją silną wolę!
— Pójdę naprzód, aby wskazywać drogę — odezwał się Rittner, wychodząc z salonu.
Edma wsparła się na ramieniu Fabrycjusza i podążyła za doktorem, pan Delariviére szedł na ostatku.
Minęli ogród. Młoda dziewczyna w milczeniu spoglądała na wielkie drzewa, pełne śpiewających ptasząt. Te cieniste aleje równie piękne, jak w parku Neuilly, te gazony zielone, otoczone różnobarwnemi kwiaty, te wody mieniące się w promieniach słońca, cała ta rozkoszna całość w dziwny sposób nie licowała z przeznaczeniem zakładu.
Nagle widok się zmienił. Po przejściu ostatniego trawnika dochodziło się do zabudowań zakładu. Tu już ani gazonów, ani kwiatów, ani szemrzącej wody. Zobaczywszy te obszerne budynki, wzniesione w kształcie krzyża, a we wszystkich