Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

Infirmerka przyzwyczajona do scen dramatycznych, dosyć zwykłych w domu zdrowia, śledziła obojętnem okiem poruszenia Edmy. Pan Delariviére uchwycił się drzwi oburącz, a żyły wystąpiły mu na skronie i w miarę, jak córka zbliżała się do matki, zdawało mu się, że traci przytomność...
Zaledwie trzy kroki oddzielały Edmę od Joanny.

ROZDZIAŁ LIV.

Postąpiła jeszcze dwa kroki i padła na kolana, zakreśliła nad chorą znak krzyża świętego i zaczęła się modlić gorąco. Poczciwe dziecię z głęboką wiarą błagało Boga, aby okazał wszechmoc swoją i swoje miłosierdzie. Pan Delariviére przykląkł również na propu i modlić się zaczął. Fabrycjusz mimowolnie przejęty uroczystością chwili, schylił kornie głowę
Kiedy Edma skończyła krótką a gorącą modlitwę, podniosła się, oparła jedną ręką o poręcz fotelu, pochyliła się nad matką i delikatnie ucałowała promienie jej włosów, opadające na czoło. Dotknięcie usteczek Edmy, lubo nadzwyczaj delikatne, wywarło jednak swój skutek. Obłąkana wstrząsła się całem ciałem, jakby prądem elektrycznym dotknięta. Otworzyła oczy, jęknęła głucho i podniosła się z fotelu. W oczach miała wyraz jakiś szczególny.
Edma zadrżała.
— Oto czego się obawiałem! — mruknął Frantz Rittner.
— Co robić? — zapytał go pocichu Fabrycjusz.
— Milczeć! — rozkazał doktor.
Panu Delariviére zdawało się, że już kończy.
Infirmerka była gotową do pomocy, gdyby kryzys przeszedł w gwałtowną furię.
Edma nieruchoma, milcząca, wyciągnęła do matki ręce jak do modlitwy złożone. Joanna wlepiła oczy w córkę. Czoło miała zmarszczone, a ustami poruszała, możnaby powiedzieć, że jakaś wielka praca odbywała się w jej mózgu.
— O! gdyby Pan Bóg cud uczynił! — myślała Edma — o gdyby mnie mama poznała!