— Pan Bóg nie ma litości! — szeptała — zabili niewinnego.
Łzy zalewały jej twarz, głośne łkania wydobywały się z piersi i zakończyły się wybuchem śmiechu.
— Za pięć minut będzie zupełnie spokojną — odezwał się Frantz Rittner. — — Nerwy zostały podrażnione, nastąpi zaraz sen. Gorzko wyrzucam sobie moją słabość. Nie byłoby tego wszystkiego, gdybym był się oparł niedorzecznym prośbom, jak powinienem był uczynić... Idźmy już... Dla umysłowo chorych samotność jest najlepszem lekarstwem.
Bankier pospiesznie wyprowadził, albo raczej wyniósł córkę z pokoju, który teraz bardziej jeszcze wydał mu się podobnym do grobu.
Frantz poszedł za nimi, a infirmerka zamknęła po cichutku drzwi i okienko... Wszyscy czworo wracali wolno do salonu gościnnego, nie mówiąc do siebie ani słowa. Edma, jak śmierć blada, ledwie była w stanie utrzymać się na nogach, wielkie łzy spływały po jej policzkach.
— Pani jest bardzo osłabioną — rzekł doktor — przyrządzę zaraz lekarstwo, które panią wzmocni natychmiast
Wszedł do małego laboratorjum obok gabinetu i wróci- zaraz, niosąc na tacy szklankę, napełnioną jakimś płynem czerwonawym. Podał to młodej dziewczynie.
Edma wypiła napój do ostatniej kropelki i zaraz lepiej się poczuła. Odetchnęła swobodniej; twarz się jej zarumieniła.
— Niech się pani zanadto nie niepokoi — rzekł Rittner — atak, jakiegoś była pani świadkiem, atak wywołany przez pani naleganie, a moją nieostrożność, jest naturalną zupełnie rzeczą w stanie naszej chorej. Ale żadnych to złych następstw nie spowoduje. Stan chorej jest jednakowy, nie pogorszył się wcale.
Czy zatem — zapytał bankier głosem wzruszonym — można mieć jeszcze jakąkolwiek nadzieję?
— Naturalnie.
— Czy przypuszczasz pan zawsze, że wyzdrowienie jest możebne? — To samo, co myślałem wczoraj, myślę i dzisiaj.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/209
Ta strona została skorygowana.