i instalacji. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Proszę cię więc, dawaj mu do dyspozycji, wiele będzie potrzebował. Otwieram mu kredyt u ciebie.
— Do jakiej wysokości?... Kredyt nieograniczony.
— Dobrze. A dałeś mu pełnomocnictwo stosowne.
— Nie jeszcze, ale dam mu je zaraz.
— Konieczne to będzie do uregulowania interesów... Tymczasem dam mu na jego podpis.
Jakób Lefèbre wyjął z szuflady biurka książeczkę i podał ją Leclerowi.
— Oto są czeki in blanco, dostatecznem będzie je wypełnić i podać kasjerowi.
Fabrycjusz schował książeczkę do kieszeni z rozkosznym dreszczem.
Pan Delariviére zaczął znowu:
— Kupiliśmy dziś rano prześliczną posiadłość w Neuilly Saint-James i mamy za nią zapłacić dzisiaj wieczorem jeszcze. Potrzeba nam na to trzykroć dwadzieścia tysięcy franków.
— Dostatecznem będzie napisać czek...
— Czy nie masz rachunku mego pod ręką? zapytał wuj Fabrycjusza.
— Mam go w pamięci.
— Na jaką sumę zapisany jest mój kredyt w twoich książkach?
— Na trzy miljony sześć kroć dwadzieściapięć tysięcy franków... Czy nie życzysz sobie z jakich stu tysięcy franków w biletach bankowych?
— Nie... nie potrzebuję pieniędzy.
— A ty Fabrycjuszu?
— Ja proszę... Będę miał różne rachunki do płacenia.
— Wychodząc odemnie, wstąpisz zatem do kasy...
Jakób Lefèbre napisał na kawałku papieru:
„Wypłacić sto tysięcy franków z rachunku Delarivićre na podpis Leclére“.
I podpisał się.
— Oto są żądane sto tysięcy franków — proszę cię, Fabrycjuszu.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/213
Ta strona została skorygowana.