Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/223

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ LIX.

Kamerdyner otworzył szeroko drzwi do stołowego pokoju i zaanonsował:
— Proszę pani, obiad podany...
Jakób Lefébre stał obok Fabrycjusza.
— Podaj jej rękę — szepnął po cichu i popchnął go w stronę Pauli.
Zawahawszy się chwilę, młody człowiek podszedł do panny Baltus. Oczy ich się spotkały z jakimeś szczególnem wzruszeniem, sierota oparła się na ramieniu Lecléra, który poczuł, że drżała. Jego także dreszcz przeszedł.
Pan Delariviére prowadził panią Lefébre, pan domu Edmę.
Zasiedli do przepysznie zastawionego stołu. Nie mamy potrzeby nadmieniać, że Fabrycjusz znalazł się w sąsiedztwie Pauli. Obecność w tym domu siostry zamordowanego Fryderyka zdawała mu się niebezpieczną i źle wróżącą, nie mógł mimo to oprzeć się urokowi, jaki go pociągnął, nie bronił się wcale nowemu uczuciu, jakie nim zawładnęło.
Paula ze swej strony doświadczała bezwiednie takiegoż samego uczucia. Pan Delariviére i Edma nie mogli być weseli, bo mimowoli myśli ich biegały ciągle ku domowi zdrowia w Auteuil, gdzie byli świadkami takiej przejmującej sceny.
Fabrycjusz i Paula sobą byli zajęci.
Obiad był jednakże ożywiony dzięki Jakóbowi Lefébre, którego dobry humor i opowiadanie wesołych anegdotek rozwiały prawie zupełnie posępność współbiesiadników. Po obiedzie podano kawę w ogrodzie zimowym, gdzie wielkie palmy i pnące się rośliny sięgały aż do kryształowego sufitu. Tak samo, jak do stołu, Fabrycjusz podał ramię Pauli. Młoda dziewczyna, opierając swoją rączkę na ręku Lecléra, poczuła, ze zadrżał cały.
Fabrycjusz bardzo był wzruszony, ale on przynajmniej wiedział dlaczego.
— Moi przyjaciele — odezwał się Jakób Lefébre — daję wam słowo honoru, że mi słów brakuje na wypowiedzenie, jak szczęśliwym jestem z dzisiejszego zebrania!...