Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

— A wtedy — przerwała sierota — fałszerz, chcąc zniszczyć za jakąbądź cenę oskarżające go dowody, uprzedził brata i zaczekał na niego tam, gdzie popełnioną została zbrodnia... Czyż to nie logiczne?
— Byłoby logiczne, gdyby było możebne — wtrącił Fabrycjusz.
— W czemże tkwi ta niemożebność — zapytała młoda dziewczyna.
— W tem, że fałszerz, aby przygotować zasadzkę, musiałby być powiadomionym o grożącem niebezpieczeństwie...
— Z pewnością, że był powiadomiony...
— Ale przez kogoż na Boga?
— Zapewne przez kogo takiego, którego się nie wystrzegano...
— Kiedy podczas rozmowy pana Baltusa z panem Lefébre nie było nikogo zgoła...
— Pan wszak byłeś, panie Fabrycjuszu, a jednakże nikt pana nie widział...
Leclére umilkł i spuścił głowę. O mało, że się nie zdradził swojem pomięszaniem.
Paula nic na to nie zważała i mówiła dalej:
— Tak, tak utrzymuję i powtarzam stanowczo, że istnieje wspólnik i przysięgam tutaj głośno, tak jak już w głębi serca przysięgłam Fryderykowi, że wykryję tego nędznika i rzucę go katowi.
— Wiesz, kochane dziecię — odezwał się Jakób Lefébre — że twoja egzaltacja zaczyna mnie niepokoić... Sprawiedliwość może poruszać najróżnorodniejszemi sprężynami wielkiej machiny policyjnej... ma agentów bezpieczeństwa, żandarmów, strażników, posiada poważanie i wzbudza ogólną obawę... Wszystko poruszyła, żeby dojść do rezultatu i podług ciebie nic się nie dowiedziała... Czy jesteś silniejszą od sprawiedliwości?
Paula spojrzała na mówiącego i odpowiedziała:
— Sprawiedliwość nie posiada takiej woli, jak moja!
— Wola twoja jest żelazną, wiem o tem dobrze — odrzekł bankier. — Ale na cóż się tu przyda żelazo? Morderca