naszego kochanego Fryderyka jest prostym bandytą.. Powiadasz, że miał wspólnika, dobrze! Nie chciał go on wymienić dlatego, iż widząc się straconym, nie chciał go gubić wraz z sobą. Niektórzy łotrzy gotowi do wszelkiej zbrodni, cofają się często przed denuncjacją.
— Ah! — szepnęła młoda dziewczyna — argumenta pańskie zdają się niezaprzeczalne, ale mnie nie przekonają. Ja czuję prawdę...
— Żeby przynajmniej przy przedsiębraniu tej zemsty, o której marzysz, były chociaż najmniejsze dowody, na jakich mogłabyś się opierać... Ale nie!
— Znajdę dowody!
— Gdzie?
— W tych piętnastu tysiącach franków, jakie pan doręczyłeś Fryderykowi w dzień jego śmierci, a także w ukradzionym czeku... Te pieniądze człowiek stracony musiał mieć w ręku... Cóż się z niemi stało? Musiał je oddać, albo odesłać komu i mówił oddając je, albo napisał, odsyłając.
— Kto miał interes w ukradzeniu czeku? Stąd dowiemy się prawdy... Ale żeby śledzić, przypuszczając, że to śledztwo doprowadzi cię do czego, potrzeba wiedzieć nazwisko straconego, a sprawiedliwość napróżno siliła się dowiedzieć...
— Ja będę wiedziała!...
— Jakim sposobem, proszę pani? — zapytał Fabrycjusz.
— Nie mogę jeszcze panu powiedzieć, ale będę wiedziała. A jak tylko dowiem się tego nazwiska, to zaraz dowiem się, kto jest wspólnikiem... czyli prawdziwym mordercą.
Fabrycjuszowi zrobiło się zimno.
Rozmowa ta, jak można się tego domyślać, dziwnie zasmuciła zebranych. Jakób Lefébre spostrzegł to i czemprędzej przerwał milczenie, jakie zapanowało po ostatnich słowach sieroty.
— Proszę cię, kochana Paulo, dajmy pokój tym smutnym wspomnieniom, w braku sprawiedliwości ludzkiej, zdajmy się na sprawiedliwość Boską. Edma nam pomoże do rozweselenia, siądzie oto do fortepianu i zagra ze zwykłą sobie gracją kilka mniej melancholicznych kawałków.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/229
Ta strona została skorygowana.