Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

Ostatnie słowa wymówiła z naciskiem.
— Będę korzystał z tej łaski, — odrzekł żywo młody człowiek, — i to niezadługo.
— A wiecie państwo — odezwała się znów z uśmiechem Paula — to dzisiaj czwartek, nieprawda:?
— Tak.
— No, to umówmy się na niedzielę.
— Wiejska wycieczka!... Wyborna myśl!... To będzie prześlicznie! — wykrzyknął Jakób Lefébre. — Maurycy, przyjmujesz zaproszenie na pewno — dodał, uderzając po ramieniu starego przyjaciela.
— Pan Delariviére się zgodzi — rzekła sierota — bo by nie chciał mi wyrządzić prawdziwej przykrości.
Starzec chciał odmówić.
W usposobieniu umysłowem, w jakiem był, czuł poprostu wstręt do każdej rozrywki.
Ale przypomniał sobie radę Rittnera. Koniecznie potrzeba było rozrywki dla Edmy, wahanie się było niepodobnem.
— Niech pani liczy na mnie — odpowiedział. — Ja i córka z przyjemnością skorzystamy z uprzejmego zaproszenia...
Zaprojektowana wycieczka sprawiła Edmie niezmierną radość.
— Grzegorz mieszka w Melun — pomyślała — może go zobaczę.
— Więc ułożone! — zawołała Paula — przyjadę spacerowym omnibusem po państwa, na stację Melun o dziesiątej.
Naznaczono sobie rendez-vous na stacji Paris Lyon Mediterané, pożegnano się i pan Delariviére, Edma i Fabrycjusz poszli do powozu.
Przyjechali do Grand-Hotel.
— Czy przyjedziesz jutro na śniadanie do nas? — zapytał pan Delariviére, skoro powóz się zatrzymał.
— Nie, mój wuju.
— Dlaczego?
— Mam pojechać rano do Auteuil i uregulować z doktorem pewną kwestję, czego dzisiaj nie mogłem zrobić...