— Tak, i żądaliśmy, ja i doktor, ażebyś na serjo zajął się tym człowiekiem.
— Z pewnością, że się nim zajmę, bądź spokojny, ale w tej chwili nie jego potrzebujemy się obawiać...
— Kogo więc?
— Kobiety.
— Nazwisko jej?
— Paula Baltus.
Renè Jancelyn pobladł.
— Siostra Fryderyka... — mruknął.
— Tak...
— Ale cóż ona wie?
— Nic i wszystko! Jej instynkt ostrzega ją, że sprawiedliwość się pomyliła. Odgaduje istnienie ukrytego w cieniu mordercy... Przysięga, że go odnajdzie i pomści swojego brata. Powiedziała mi to sama.
Fabrycjusz opowiedział to, co zaszło u Jakóba Lefébre w Parc de Princes. Renè słuchał z przerażeniem i nie ukrywał wcale, że położenie groźnem się stawało. Po chwilowem milczeniu podniósł wreszcie głowę.
— Z pewnością musiała się już widzieć z przewoźnikiem z Melun — powiedział.
— Nie! — odezwał się Fabrycjusz — i ja z początku tak samo myślałem, ale tak nie jest. Dzika jej egzaltacja nie pozwalała się jej zastanawiać... Zresztą nic nie podejrzewała.. Byłaby powiedziała...
— Dobrze! ale jeżeli go dotąd nie widziała, to może go zobaczyć jeszcze! Dosyć by było jakiego przypadkowego zdarzenia, ażeby się porozumieli, a Paula na tych przypuszczeniach zbudowałaby świat cały... Potrzeba koniecznie, aby ten człowiek do nas należał, albo jeszcze lepiej, żeby zniknął.
Fabrycjusz spojrzał w oczy Renèmu.
— Łatwo to powiedzieć! — odrzekł zimno. — Czy podejmujesz się go usunąć?
Brat Matyldy zmienił się na twarzy.
— Ja... — zawołał — ja... jego...
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/234
Ta strona została skorygowana.