Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/243

Ta strona została skorygowana.

— No, to uważaj rzecz za zrobioną.
— Pewny oto dawny marynarz został mi bardzo usilnie zalecony. Myślę go zrobić przewoźnikiem i dozorcą statków u jednego z moich krewnych, który mieszka nad brzegiem rzeki, a który ma pasję zajmowania się wioślarstwem. Zanim powierzę temu człowiekowi taką misję, potrzebuję opinji co do sprawowania się jego w służbie marynarskiej.
— Bardzo dobrze zrobiłeś, żeś się do mnie w tym względzie zgłosił. Pracuję właśnie w archiwum i w pięć minut mogę ci najzupełniej zadość uczynić. Czy dzisiaj chcesz mieć tę wiadomość?
— Bardzo mi na tem zależy.
— Pójdziemy zaraz razem do archiwum i wyszukam, co potrzeba.
Śniadanie skończyło się bardzo wesoło i dwaj przyjaciele udali się do ministerjum. Raul wszedł do biura, wziął klucz i udał się z Leclérem do sali, znajdującej się na końcu gmachu. Tu niezliczona liczba ksiąg stała poustawiana na półkach.
— Jak się nazywa ten marynarz? — zapytał porucznik.
— Klaudjusz Marteau.
— Do jakiej klasy należał?
— Z 1859 roku.
— Dobrze.
Raul Herdy wydobył akta z 1859 roku. Otworzył literę M. i posuwając palcem po nazwiskach, czytał po cichu jedno po drugiem.
— Jest Marteau — rzekł nakoniec. — Klaudjusz Marteau... Tyko, że mamy ich aż trzech tego samego nazwiska i imienia. Nie wiesz miejsca urodzenia twojego protegowanego?
Urodził się w Melun.
— W Melun — powtórzył porucznik, przeglądając znowu nazwiska. — Mam go... Dajno kawałek papieru, jakikolwiek.
Fabrycjusz wyrwał kartkę z notesu i podał ją Raulowi z ołówkiem. Młody człowiek zapisał sobie numer porządkowy, który odsyłał go do roku 1859, księgi 4, stronnicy 59. Podszedł do drugiej półki, wydobył wskazaną księgę, otworzył na czwartej stronnicy i głośno przeczytał: