Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

— Zapewne, ale muszę także odpowiedzieć przyjacielowi, który mi rekomendował Klaudjusza Maurteau. Trzebaby mu pokazać dowody, że protegowany nie zasługuje na zaufanie... Czy mógłbym dostać odpis tego wykazu... Czy dać go możesz?
Raul Hardy zawahał się.
— Sam nie wiem, czy mam do tego prawo, a bodaj, że mi nie wolno... Ale dla ciebie, który jesteś moim przyjacielem, gotów jestem to zrobić.
— Dziękuję ci po tysiąc razy. Możesz mi dać kopję zaraz?
— Nie, bo mam pilną robotę, którą się muszę natychmiast zająć, ale przyślę ci dziś wieczór.
— Przyrzekasz? Możesz liczyć napewno.
— Fabrycjusz podziękował raz jeszcze porucznikowi, uścisnął mu rękę i wyszedł z ministerjum. Przechodząc ulicą Royale, mówił do siebie: teraz już ciebie się nie boję, panie Klaudjuszu... Trzymam cię w ręku, kochanku... Cokolwiek bądź nastąpi, nie potrafisz mi nic zrobić... Teraz do Auteuil do Rittnera!...

ROZDZIAŁ LXVI.

Lekarz obłąkanych był w swoim gabinecie, do którego wprowadzono natychmiast Fabrycjusza.. Spólnicy podali sobie ręce.
— Czy są jakie nowiny? zapytał Rittner.
— Jest ich nawet zadużo — odrzekł Fabrycjusz. — Są bardzo ważne nowiny.
— Czy znów przewoźnik z Melun?
— Znalazł się inny nieprzyjaciel, którego więcej potrzeba się obawiać, a jest nim Paula Baltus.
— Siostra Fryderyka!? wykrzyknął doktor.
— W swojej własnej osobie.
I Fabrycjusz powtórzył znowu to, co zeszłej nocy opowiedział Renèmu, to jest scenę, jakiej był świadkiem w Parc des Princes, u bankiera Jakóba Lefébre.
Rittner słuchał chciwie, ważąc każde słowo według swojego zwyczaju, ażeby wyciągnąć jaki wniosek.