Nadeszła niedziela, na którą umówiona została wiejska wycieczka do willi Pauli Baltus.
O siódmej z rana udali się wszyscy zaproszeni na dworzec, a ponieważ zeszli się wszyscy dość wcześnie, zajęli więc razem miejsce w jednym wagonie.
Edma siedziała zamyślona w kąciku przy oknie. Jakób Lefébre bawił całe towarzystwo, opowiadając o małżeństwie Fabrycjusza z Paulą, wychwalając zalety młodej panny.
— Paula Baltus to przepyszna partja — mówił Lefébre — młoda ta osoba rozporządza całą swą fortuną, składającą się z trzech miljonów.
— Trzy miljony... — powtórzył Fabrycjusz.
— Chyba wcale niezły posag — powiedział pan Delariviére — małżeństwo zaś twoje wydaje mi się tembardziej odpowiedniem, iż twój majątek dorówna majątkowi panny Baltus.
— Wiem, jak wuj jest dla mnie dobrym, ale obiecałem mu się poświęcić i nie opuścić już nigdy.
— Cóż to jedno drugiemu przeszkadza? — podchwycił żywo Jakób Lefébre. — Możesz zaślubić Paulę i nie rozłączać się wcale z wujem, stanowić będziecie najwyborniej kochającą się i zgodną rodzinę.
— Naturalnie! — wykrzyknął pan Delariviére.
— Zdaje mi się — odrzekł Fabrycjusz z uśmiechem — że przedewszystkiem potrzeba wiedzieć, czy panna Baltus chciałaby wyjść zamąż i czyby mnie przyjęła za męża.
— Ta kwestja zdaje mi się zdecydowaną już naprzód... Paula okazywała ci ostatnią razą wyjątkową sympatję.:
— Od sympatji do małżeństwa nieraz bardzo daleko jeszcze...
— Nie turbuj się, pozwól mi tylko działać... Ja się podejmuję ten związek doprowadzić do skutku.
Ponieważ bardzo dużo osób wsiadało po stacjach, pociąg się opóźnił o kilka minut.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/252
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ LXVIII.