Właśnie kiedy wyruszyli ze stacji Brunay, nadjechał kurjer z Fontainableau, tak, że się krzyżowali ze sobą.
Przestrzeń najwyżej pięćdziesiąt centymetrów oddzielała wagony jedne od drugich.
Edma zajęła miajsce w kąciku przy oknie, od tej właśnie strony, po której przechodził kurjer.
Patrzała machinalnie na przesuwające się powozy.
Nagle wykrzyknął ktoś w przeciwległym wagonie klasy drugiej.
Edma zadrżała i cała jej dusza przeszła w oczy, ale pociąg, jadący do Paryża, przesunął się szybko, wagon był już daleko.
Edma wychyliła się, mając nadzieję, że ujrzy jaką głowę, również wychyloną... Nie dostrzegła nic jednakże i usiadła na swojem miejscu. Serce biło jej gwałtownie. Była pewną, że ten okrzyk rozlegający się jeszcze w głębi jej duszy, był okrzykiem Grzegorza Vernier i że młody doktor oddalał się z Melun, właśnie kiedy ona się tam zbliżała.
Ten zawód sprawił jej ogromną przykrość... ledwie że mogła łzy powstrzymać. O dziesiątej minut trzynaście pociąg zatrzymał się znowu, a krążący około wagonów konduktorzy wykrzykiwali Melun! Melun!
Panna Baltus czekała na peronie.
Serdecznie powitała swoich gości. Edmę ucałowała, panom podała rękę, a przy dotknięciu ręki Fabrycjusza, lekko się zarumieniła.
Fox, ładny szary chart, towarzyszył swojej pani i był bardzo łaskawy dla nowoprzybyłych, z wyjątkiem dla Fabrycjusza, którego pieszczoty przyjmował warczeniem i pokazywaniem białych spiczastych zębów.
Panna Baltus przyjechała lekkim omnibusem, zaprzężonym w parę dzielnych koni.
Pomieścili się w nim wszyscy i szybko nad brzegiem Sekwany jechali do domu.
Nakoniec omnibus wjechał w bramę i stanął przed stopniami peronu willi.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/253
Ta strona została skorygowana.