Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

— Przekonasz się, że nie. Ale wybierz najprzód czółno szerokie i mocne. Zawieziesz mnie do panny Baltus.
— Do panny Baltus! — wykrzyknął Klaudjusz coraz bardziej zdziwiony.
— Cóż w tem widzisz tak dziwnego?
— Naturalnie, że nic. Jeżeli kochanej panience się podoba, to może przecie przyjmować takiego jak pan pięknego kawalera, ale...
— Ale co?
— Ale wiem, że od śmierci brata, nie przyjmowała dotąd ani jednej żywej duszy; a myślę, że się jeszcze nie skończyła żałoba. Co mi tam jednak do tego. Czy weźmiemy „Piękną Elizę”, proszę pana? Pan już ją zna, statek to szeroki, dobrze zbudowany.
— Dobrze, niech będzie „Piękna Eliza“.
Klaudjusz otworzył kłódkę, na jaką łańcuch zamknięty był do kołka w przystani.
Fabrycjusz wskoczył do czołna i powiedział:
— Puść czołno z wodą. Potrzebujemy czasu do rozmowy.
Klaudjusz potarł zapałkę o spodnie, zapalił krótką fajeczkę i odpowiedział:
— No to rozmawiajmy, słucham pana...
— Powiedz mi najprzód, czy ci się podoba Melun? — rozpoczął Fabrycjusz.
— Rozmaicie, proszę pana, i podoba mi się i nie podoba. Miasto nigdy nie dorówna masztowcowi na pełnem morzu. O! że nie, to nie, chociaż za to coprawda na pełnem morzu niema znowu wcale szynków... W Melun brak świeżego powietrza, ulice djabelnie wąskie.
— Krótko mówiąc — ciągnął Fabrycjusz — nie przyrosłeś tak do tego miejsca, żeby cię nie można z niego wyrwać?
— Wyrwać mnie stąd? — powtórzył marynarz — ale dlaczego, proszę pana.
— Zaraz ci to opowiem. Mam wuja, który przybył z Nowego Jorku i jest niezmiernie bogaty. Kupił on właśnie majątek nad brzegiem Sekwany, a ja zajmuję się urządzeniem jego domu. Ponieważ lubię bardzo wioślarstwo, chciałbym