Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

Edma, pan Delariviére i Fabrycjusz znaleźli się w sali jadalnej. Pobladła twarzyczka i zaczerwienione oczki dziewczyny świadczyły, że noc spędziła bezsennie.
— Co tobie, drogię dziecię? — zapytał ojciec — wyglądasz, jakbyś płakała.,
— Bo naprawdę trochę płakałam i smutno mi bardzo...
— Dlaczego?
— Że mnie opuszczasz, kochany ojcze...
— Wiedziałaś przecie o tym odjeździe wczoraj jeszcze.
— Wczoraj myślałam tylko o szczęściu zbliżenia się do mamy. Dzisiaj myślę tylko o tem, że się mam rozłączyć z tobą, ojczulku... Trzydzieści dni samotnych!... to prawie wieczność cała! Jak długo będziecie na morzu?
— Dziewięć dni.
— Dziewięć dni pomiędzy niebem a wodą, to straszne!...
— Dawniej, kochane dziecię, na odbycie podobnej podróży potrzeba było kilku miesięcy.
— Napiszesz do mnie tatusiu?
— Jak tylko stanę w Nowym Jorku; gdyby zaś statek powrotny nie zaraz odchodził, to przyślę ci depeszę.
— Polecam was opiece Pana Boga, niech was wszystkich potężnem ramieniem swojem otoczy...
Śniadanie skończyło się prawie w milczeniu.
Fabrycjusz powrócił do swojego pokoju i napisał długi, a niezmiernie czuły list do Pauli. Objaśnił jej okoliczności, jakie go zmuszały do oddalenia się od niej, bez pożegnania jej nawet i dodał naturalnie, że kiedy osoba jego przebywać będzie lądy i morza, serce i dusza w willi Melun pozostaną. Skończywszy, przeczytał raz jeszcze to co napisał, i był zupełnie zadowolony.
Powrócił do pokoju pana Delariviére. Laurent przyszedł oznajmić, że powóz już czeka, Edma zabrała bardzo mało
i to najskromniejsze rzeczy. Mała jej walizka nie zajmowała wiele miejsca.
— Do Auteuil! — rzucił Fabrycjusz stangretowi, szczegółowy adres zachowując na później.