sam owszem. przyszedłem zapytać... co się stało z naszą przyjaciółką od czasu, jak opuściła pensjonat?
— Jakto? to pan jej nie widziałeś?
— Zdaje mi się, że dzisiaj rano ujrzałem ją jadącą pociągiem z Paryża i drżę na samą myśl wiecznego z nią rozłączenia,
— Wytłómacz się, panie Grzegorzu... tylko prędko, prędko.
Młody człowiek z oczami łez pełnemi, opowiedział w krótkości to, co wiedzą już czytelnicy nasi.
— To wszystko jakieś szczególne! — wykrzyknęła Marta, kiedy skończył. — Nie pojmuję wcale milczenia Edmy, tak samo jak pan, nic zgoła o niej nie wiem, mogę jednak śmiało twierdzić, że wyjazd, o którym pan wspomina, nie może być stanowczym... Edma kocha pana...
— Tak pani sądzi? — zawołał żywo Grzegorz.
Marta uśmiechnęła się zarumieniona.
— Nietylko sądzę, ale najzupełniej pewna jestem... Byłam jej powiernicą... Nic nigdy nie ukrywała przedemną... Oddała panu swoje serce... i tą miłością żyje tylko... Pan Delariviére zaś ubóstwia swoją córkę, kocha ją nad wszystko w świecie, a że warta tego, pan o tem wiesz najlepiej, panie Grzegorzu! Raczej też odstąpiłby od wszystkich swoich projektów, aniżeli uczynił ją nieszczęśliwą.
— O, pani, pani mi wracasz życie! — szeptał wzruszony Grzegorz.
— Tem lepiej, bo potrzeba żyć — odrzekła Marta z nowym uśmiechem. — Potrzeba odnaleźć ukochaną naszą Edmę, co zresztą nie będzie chyba tak trudnem. Nie wielka przecie sztuka odnaleźć w Paryżu bankiera miljonera.
— Zapewne, spodziewałem się jednak, że panna Edma pisała do pani choć słów parę.
Marta potrząsnęła śliczną swoją główką przecząco.
— Niestety — odpowiedziała — nowe życie pochłonęło jej wszystek czas widocznie. Napisze zapewne później trochę, bo mi to obiecywała, a znam ją i wiem, że obiecywać nie umie napróżno... Skoro tylko co otrzymam, poproszę pan przełożonej, aby mi pozwoliła przesłać panu do Melun.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/295
Ta strona została skorygowana.