Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/302

Ta strona została skorygowana.

Zasiedli do stołu. j
Rozmowa toczyła się, jak zwykle, o stanie zdrowia pani Delariviére.
Edma nieustannie wypytywała doktora o sposób kuracji i o to, czy jest nadzieja wyleczenia chorej.
Rittner odpowiadał z niewyczerpaną uprzejmością w taki sposób, aby zadowolić pensjonarkę.
— Doktorze — odezwała się nagle Edma — przyszła mi pewna myśl do głowy.
— Jaka?
— Wyobraziłam oto sobie, że ciągle jeden i ten sam widok w pokoju, w jakim się mama moja znajduje, znużył jej oczy i że przyspieszylibyśmy jej wyzdrowienie, gdybyśmy ją pomieścili w innem miejscu, weselszem trochę. Czy nie mogłaby mama na dwie godziny schodzić do ogrodu? Świeże powietrze, kwiaty działałyby może w zbawienny sposób na nią.
Rittner z początku wahał się niby zezwolić na to, ale wreszcie ustąpił.
— Nie mam odwagi oprzeć się prośbom pani — odpowiedział — niech więc pani spróbuje tego nowego środka.
— Zaraz dzisiaj? k
— Niech będzie i dzisiaj nawet!
— O! jaki pan dobry, jaki pan zacny człowiek. Pójdę po matkę i wyprowadzę ją do ogrodu.
Edma wstała od stołu i udała się w stronę zabudowania, gdzie była cela jej matki, a dozorczyni otworzyła jej zaraz drzwi do pokoju Joanny, jak to każdego dnia czyniła. Zastała matkę w ubraniu śpiącą na łóżku. Lekarstwa, jakie dawał doktor klijentce, zawierały sporą dozę silnych narkotyków, z powodu których była ta ciągła senność i to ciągłe osłupienie biednej obłąkanej. Tą razą sen Joanny nie był tak twardym, jak zwykle. Nerwowe dreszcze wstrząsały ciałem, a czasami na bladej twarzy wybijał się wyraz przerażenia. Możnaby się domyślać, że walczyła we śnie z jakiemiś przerażającemi widziadłami. Nagle uniosła się na łóżku, wsunęła się w sam kąt onego i zaczęła zbierać wszystką pościel dookoła siebie, jakby usiłując zrobić sobie schronienie. Potem podniosła