Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

— Nie, proszę pani...
— Doktorze, odszukamy panią Delariviére, ja muszę ją odszukać, pan musisz jej przywrócić zmysły...
— Gdzie jej jednakże szukać, proszę pani? — odrzekł smutnie Grzegorz. — Pan Delariviére wyjechał do Nowego Jorku.
— To nic nie znaczy!.. Napiszę do niego... Objaśni mnie, gdzie jest jego żona... Obowiązana jestem pomścić mojego brata, ażebym zaś mogła dość do tego, ta kobieta musi być zdrową...
Grzegorz słuchał panny Baltus, jak się słuchaj opowiadania jakiego snu i dziwił się nagłej jej zmianie. M
— Nie rozumiem pani — szepnął.
— Zaraz mnie pan zrozumiesz. Fryderyk zginął może z ręki tego nędznika, którego głowa spadła na placu świętego Jana, ale pewna jestem, że ten człowiek miał wspólnika... Muszę dość nazwiska straconego, ażeby dość nazwiska prawdziwego winowajcy... Bardzo być może, iż pani Delariviére poznała w skazańcu krewnego albo inną ukochaną przez siebie osobę.
— Niepodobna, proszę pani, przypuszczać, aby mogły istnieć jakieś związki pokrewieństwa, albo miłości, pomiędzy kobietą bogatą, szczęśliwą, a nieszczęśliwym, pogrążonym w nędzy i okrytym łachmanami.
— Wszystko to można wytłómaczyć temi kilku słowami: „tajemnica rodzinna“.
— Przyznaję.
— Przypuśćmy, doktorze, że pani Delariviére, dzięki panu, powróci do przytomności... Czy będzie mogła przypomnieć sobie przyczynę, która spowodowała warjację?
— Zapewne, ale niebezpiecznem byłoby jej to przypominać... szczególniej zaraz po wyzdrowieniu...
— A później?
— Później możnaby ją może wybadać bez obawy powtórnego zapadnięcia...