Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

— Tak, gdy wiadome jest to więzienie.
— Ah! — jęknął Grzegorz, przygnębiony głęboko — odnaleźć będzie niepodobieństwem.
— Cóż znowu? — wykrzyknęła Paula — nie poddawaj się tak, doktorze! Silna wola pokonywa wszelkie przeszkody. Edma kocha pana. Jej miłość niech cię podtrzymuje. Nic zresztą nie dowodzi, żeby jej groziło jakie niebezpieczeństwo. Imaginacja musi odgrywać wielką rolę w tych wszystkich obawach. Gdziekolwiek jest pan Delariviére, musi przecie wiedzieć o tem. Nie pozostawiłby tak swojej córki. Edma musi być zapewne przy matce.
— Rzeczywiście, że to być może — szepnął Grzegorz.
— A więc — ciągnęła Paula — przedewszystkiem szukajmy schronienia pani Delariviére.
— Niestety! — odrzekł Grzegorz — raz jeszcze muszę powtórzyć to, co powiedziałem przed chwilą, że to będzie niepodobieństwem.
— Dlaczego?
— Takich domów zdrowia pełno jest w Paryżu i jego okolicach.
— Cóż to znaczy?
— Czy nam podobna chodzić od jednego do drugiego i rozpytywać się?
— A gdyby tym tylko sposobem można się było dowiedzieć? Byłaby to tylko kwestja czasu.
Przepraszam panią, jest inna jeszcze przeszkoda, której zwalczyć nie zdołamy
— Jaka?
— Dom zdrowia kryje zwykle boleści i tajemnice rodzinne, za które odpowiada doktor naczelny. Możemy go badać napróżno. Nie wolno mu udzielać takich informacyj.
— Masz pan rację, rozumiem — rzekła panna Baltus, pochylając głowę. — Cóż więc zrobimy?
— Musimy czekać na rezultat listu do pana Delariviére.
— A swoją drogą — odrzekła młoda dziewczyna — rozpocząć bezzwłocznie poszukiwania na innym punkcie. Czy zechcesz mi pan towarzyszyć do sądu?