— Pójdę z panią, a jeżeli wydadzą nam rewolwer zbrodniarza, zrobimy wielki krok naprzód.
Doktor wziął kapelusz i wyszedł razem z panną Baltus. Po przybyciu do pałacu sprawiedliwości, Paula i Grzegorz zapisali nazwiska swoje na kawałku papieru, który woźny zaniósł prokuratorowi rzeczypospolitej. Znał on ich oboje i kazał natychmiast wprowadzić. Powstał na ich spotkanie, przysunął krzesło do Pauli, a doktora poprosił, żeby usiadł.
— Czemu mam przypisać honor tej wizyty? zapytał.
— Przychodzę do pana z prośbą, z wielką prośbą — odrzekła Paula
— Będę bardzo szczęśliwym, jeżeli potrafię uczynić pani zadość, niech pani raczy powiedzieć, o co idzie takiego?
— Zdaje mi się, proszę pana — odparła zapytana — że od czasu do czasu sprzedają publicznie na korzyść dobroczynności, różne rzeczy dowodowe, dostarczane sądowi; śmiem więc prosić, czy pan nie byłby tak łaskaw odstąpić mi przed tym terminem pewnej rzeczy, która figurowała w procesie zamordowanego brata mego.
— Jakiż to przedmiot życzy sobie pani otrzymać?
— Rewolwer mordercy.
Prokurator nie mógł się powstrzymać od pewnego zdziwienia.
— Rewolwer mordercy! — powtórzył.
— Tak jest, proszę pana.
— Niech mi pani raczy przynajmniej wytłómaczyć, jaką wartość przywiązuje pani do posiadania tej broni? Co pani zamierza z nią zrobić?
— Zagłębić się w tajemnicę do dziś jeszcze nieprzeniknioną! Odszukać i oddać panu wspólnika tego, który zamordował mego brata.
Urzędnik spojrzał zdziwiony na pannę Baltus. Stanowczość, z jaką się wyrażała, zaimponowała mu tak dobrze, jak i śmiała odpowiedź.
— Dziwna to zarozumiałość z pani strony! — wykrzyknął — sprawiedliwość spełniła swój obowiązek... Poszukiwania prowadzone były długo i cierpliwie.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/328
Ta strona została skorygowana.