Ogrodnik spojrzał na furtkę i roześmiał się głośno.
— O nie, proszę panienki, tam muszę wykonywać robotę daleko nudniejszą.
— Jaką robotę, panie Denis? — zapytała Edma.
— Wyrywać zielsko, rosnące pomiędzy kamieniami bruku na okólniku, a że nie często się tamtędy chodzi, rośnie też to paskudztwo niezmiernie szybko, jak na łące.
— Co pan nazywasz okólnikiem?
— Przejście pomiędzy dwoma murami, idące dookoła zakładu.
— Do czego przejście to służy?
— Do łatwiejszego doglądu pensjonarek i przeszkodzenia w ucieczce!... Chociaż te biedaczki nie mają niby rozumu, często są jednak bardzo sprytne, a przebiegłe bardzo, kiedy im idzie o wymknięcie się na wolność...
— Naprawdę, panie Denis?
— Tak, proszę panienki. Czy panienka nigdy tam nie była?
— Nie, panie Denis... Nie wiedziałam nawet o tem przejściu...
— Może panienka sobie życzy, to ją oprowadzę.
Edma zadrżała z radości.
Ogrodnik uprzedził najgorętsze jej życzenia.
— Bardzo chętnie — odrzekła — jeżeli nie zabroniono tam chodzić!...
— Nie ma nic zabronionego dla panienki, panienka przecie nie chora, może panienka chodzić, gdzie jej się żywnie podoba...
Denis mówiąc to, otworzył furtkę.
— No niech panienka idzie... — powiedział — potem dokończy panienka zbierania kwiatów.
Poszedł naprzód, Edma udała się za nim.
— Widać, że panu bardzo ufają, panie Denis, skoro ci klucze powierzyli.
— Tak, proszę panienki... Są tylko dwa klucze... Jeden u pana doktora, drugi u mnie...
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/332
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XII.