Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

go na stole — dodał, i wyciągnął z kieszeni ów sławny i tak oczekiwany pęczek kluczy.
Młoda dziewczyna odebrała mu go ze śmiechem.
— Co pani robi? — zapytał.
— Chcę mieć przyjemność usłużyć sama panu doktorowi — odrzekła.
— Jesteś pani bardzo łaskawą! uszczęśliwiasz mnie doprawdy! — wykrzyknął Frantz, którego panna Delariviére nie przyzwyczaiła bynajmniej do takiej uprzejmości.
Zadrżała z radości, skoro palce jej dotknęły się tego drogocennego dla niej przedmiotu. Na kółku było kluczy dziesięć czy dwanaście. Chwyciła przypadkiem za najmniejszy.
— Czy to ten otwiera szafkę? — spytała.
— Nie, ten otwiera zamek bezpieczeństwa od furtki, wychodzącej na bulwar Montmorency.
Edmie zabłysły oczy. Klucz wskazany przez Rittnera łatwym był do poznania tak z powodu oryginalnej formy, jak i z powodu wyrzynanego uszka. Rittner ciągnął dalej, wskazując inny kluczyk.
— To ten, proszę pani. Przepraszam za fatygę.
Młoda dziewczyna z udaną żywością pobiegła do szafki, otworzyła ją, wyjęła butelkę i postawiła na stole, klucze zaś naturalnie pozostawiła przy szafie.
— Nie znam nic smaczniejszego nad poziomki, skropione kilku kroplami tego pachnącego płynu — odezwał się Rittner, przyrządzając sobie porcję na talerzyku.
— Zdaje mi się — powiedziała Edma — że najlepszy sposób zachowania prawdziwego smaku poziomkom, to jeść je bez niczego, posypane tylko cukrem.
— Gdzie państwo pić będzie kawę? — zapytał lokaj.
— W ogrodzie chyba... Nieprawda panno Edmo — odrzekł doktor.
— Najlepiej — potaknęła młoda dziewczyna.
Służący wyszedł z sali jadalnej, a za nim Rittner. Edma, której serce biło z nadzwyczajną gwałtownością, skorzystała z kilku chwil samotności. Jednem szarpnięciem zdjęła z kółka oba kluczyki, o których posiadaniu marzyła.