Posiadając je już, zamknęła szafkę, zeszła z kilku stopni peronu i klucze położyła przed doktorem. Rittner wziął je i wsunął do kieszeni, nie spojrzawszy nawet, a tem bardziej nie domyślając się, że już nie były wszystkie. Upłynęło pół godziny. Kawa się skończyła.
— Panie doktorze spytała Edma — czy pozwoli mi pan, jak zwykle, wyprowadzić trochę matkę do ogrodu?
— Ależ pozwalam, proszę pani; tylko niechaj pani nie prowadza jej po słońcu.
— Dobrze, panie doktorze, zastosuję się do tej rady.
Rittner powrócił do swojego gabinetu. Edma weszła żywo do swojego pokoju, zabrała pieniądze, na głowę włożyła duży słomiany kapelusz i weszła do celi matki. Przechodząc ogrodem, rzuciła okiem na pawilon doktora. Okno od gabinetu otworzyło się, Rittner ukazał się w nim.
— Panno Edmo! — zawołał.
Młoda dziewczyna zatrzymała się cała drżąca. Opanowała ją trwoga nieopisana. Czyżby doktor spostrzegł, że mu kluczy brakuje? Edma usiłowała ukryć swoją obawę, postąpiła parę kroków ku oknu i zapytała prawie spokojnie:
— Pan mnie wołał, panie doktorze?
— Tak pani.
— Co pan sobie życzy?
— Chciałem prosić panią, skoro pani idzie do zakładu chorych, aby pani była łaskawą powiedzieć infirmerce głównej, że czekam na nią, bo mam jej wydać różne pilne rozkazy.
Słowa te rozproszyły obawy i przerażenie sieroty.
— Dobrze, panie doktorze.
I pobiegła w swoją stronę. Minuty wydawały się jej godzinami; ale przez ostrożność nie chciała okazywać niezwykłego pospiechu. Spełniła polecenie Rittnera, potem weszła na schody pierwszego piętra, przeszła korytarz, na który wychodziły cele a dozorczyni otworzyła drzwi do celi matki. Joanna pomimo zupełngeo nieporządku w swoim umyśle zdawała się oczekiwać na te odwiedziny. Edma codzień przychodziła o jednej godzinie, biedna chora czuła instynktownie, że zbliżała się ta godzina.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/336
Ta strona została skorygowana.