Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/343

Ta strona została skorygowana.

Doktor wziął leżącą na stole lornetkę i zaczął wpatrywać się w furtkę. Spostrzegł, że była tylko przymknięta. Edma, opuszczając ogród, zapomniała zamknąć za sobą.
Co to ma znaczyć? — rzekł do siebie Rittner. — Denis o tej porze nie musi się zajmować skubaniem trawy, zresztą nie posiada klucza od drzwi wychodzących na bulwar Montmorency... I ciągle powtarzając sobie, co to być może, spojrzał w tę stronę ogrodu, w której zwykle przebywała Edma ze swą matką. Nagle myśl przeleciała mu przez głowę... zaczął szukać kluczy. Wisiały u szufladki biurka. Porwał je i drżącą ręką zaczął przeglądać jeden za drugim. Dwóch brakowało... Domyślił się wszystkiego. Zaryczał jak wściekły, wyleciał z mieszkania i jak bomba przeleciał ogród i przez uchyloną furtkę wypadł na drogę... Przybywszy do wyjścia na bulwar Montmorency, zastał je zamkniętemi, ale młoda dziewczyna pozostawiła klucz w zamku. Widocznie ucieczka miała miejsce. Edma wyprowadziła matkę z zakładu... Rittner otworzył drzwi, spojrzał w stronę Paryża, na wszystkie strony Auteuil, ale nie zobaczył nikogo. Obie kobiety niewiele miały czasu zbytnio się oddalić, ale pozostawała jeszcze wielka trudność, bo potrzeba było działać na chybił trafił. Czas ubiegał. W tej chwili spostrzegł po drugiej stronie szyn żołnierza, stojącego na warcie przed koszarami bastjonu i zbliżył się do niego.
— Przyjacielu — zapytał — czy nie widziałeś przechodzących przed chwilą dwóch kobiet?
— Widziałem odpowiedział żołnierz. — Jedna młodziutka panienka, bardzo ładna, a druga starsza o wiele, ale także ładna.
— Jak dawno temu?
— Dziesięć minut albo kwadrans najwyżej.
— Skąd szły?
— Z przeciwnej strony, bo przechodziły przez szyny.
— Czy nie zauważyłeś, w którą stronę się udały?
— W tamtą stronę, proszę pana — i żołnierz wskazał na prawo.
— Dziękuję ci, przyjacielu — powiedział Rittner, pospieszając we wskazanym sobie kierunku.