Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

— Z powodu fotografji, jaką ojcu pokazywał, a w której ojciec poznał rysy człowieka przygniecionego odłamem kamienia przez wybuch miny.
— Właśnie. Zdaje mi się, że widzę jeszcze tego biedaka tak odważnego i tak cierpliwego w swoich cierpieniach.
— Czy ojciec ciągle jeszcze utrzymuje, że się nie myli co do tego podobieństwa?
— Dziś pewniejszy jestem tego, niż kiedykolwiek.
— Jeżeli mnie pamięć nie myli, znał się ojciec z inżynierem tamtejszym.
— Który jest tam jeszcze zapewne.
— Nie pamięta ojciec, jak się nazywa?
— Pamiętam doskonale... nazywa się Dubail.
Grzegorz wyjął karnecik i zapisał nazwisko inżyniera.
— Niech mi ojciec raczy jeszcze powiedzieć, czy inżynier Dubail mieszka jeszcze w Millerie?
— Nie, w Aix les Bains, o dwie mile od Millerie. — Jaką drogą mam się udać, żeby się dostać do Millerie?
— Koleją aż do Genewy, a od Genewy do Evau statkiem parowym.
— Dziękuję ojcu, już odchodzę, muszę się widzieć z tym panem Dubail, później opowiem ojcu o wszystkiem. Opowiadanie będzie długie, a teraz nie mam tyle czasu. Jutro muszę być w Genewie.
— Jedź, moje dziecię, i niech cię Bóg prowadzi!
Grzegorz ucałował rodziców, powrócił do Melun, udał się do Pauli Baltus, opowiedział jej o swojej bezskutecznej bytności u fabrykanta broni i uwiadomił zarazem, że zaraz wieczorem wyjeżdża do Genewy.
— O, gdybyś pan mógł odnaleźć tę nić Arjadny! — szepnęła młoda dziewczyna w westchnieniem.
Głębokie przygnębienie opanowało ją teraz po zbytniej poprzedniej egzaltacji.
Pozostawmy Grzegorza, wsiadającego do pospiesznego pociągu, przechodzącego przez Melun, powróćmy do Joanny i jej córki, którą opuściliśmy na bulwarze Souche, pomiędzy koszarami bastjonu i la Muette.