Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/351

Ta strona została skorygowana.

— Na wszystko bez wyjątków, proszę pani! oświadczył Rittner — nie cofnę się przed niczem, aby zmusić panią do posłuszeństwa, jeżeli dobrowolnie nie spełnisz mego żądania.
— Nie jestem wcale obowiązaną do posłuszeństwa względem pana! — odrzekła Edma z dumą niewzruszoną.
Rittner zaczął się irytować.
— Gdzie pani zatem zamierza ją poprowadzić? — zapytał Rittner z piekielną w głosie ironią.
— Co to pana obchodzić może? Jeszcze raz powiadam panu, że nie powrócę do domu zdrowia, więcej mnie pan nie pytaj i nie zmuszaj do powrotu.
— Powietrze, którem się tam oddycha, budzi widocznie wstręt w pani — odezwał się Rittner złośliwie — nie dziwię się temu, spostrzegam bowiem, że pani wpadasz również w obłąkanie.
— Gdybym została niewolnicą pańską z pewnością żeby to się wkrótce stało.
— Czy pani zapomina, że mogę zawezwać pomocy? Wystarczy jedna dłoń silna na to, abyś pani stała się pokorną jak baranek.
— Nie — odpowiedziała Edma — bo będę krzyczeć na cały głos, dlaczegom uciekać musiała.
Frantz Rittner stracił zimną krew swoją wobec niezłomnego, jaki spotkał uporu, czuł, że krew wszystka uderza do głowy.
— No, to zobaczymy! — wrzasnął, tupiąc nogami. I szarpnął gwałtownie panią Delariviére.
Nieszczęśliwa kobieta patrzyła błędnemi oczyma na scenę, jaka się wobec niej rozgrywała ale nie pojmowała jej wcale.
Rittner ujął ją pod rękę i rzekł:
— Chodź, Joanno! Ja tak chcę!
Obłąkana, na którą głos i spojrzenie doktora wywierały prawie zawsze imponujące wrażenie, powstała i zdawała się zdecydowaną, aby iść za nim bezzwłocznie.
Edma podbiegła, przytuliła matkę do piersi i powiedziała:
— Nie, nie, nie, ty mnie nie porzucisz, mamusiu!